NEW! Select language from the list below:

aktualności
Jan Kostrzyński
"...Pośród tysięcy nikomu nie ufaj do końca,
Aż poznasz go wiernym lub złym..."
fragment inskrypcji nad wejściem do sypialni margrabiego Jana

Jan Hohenzollern margrabia na Kostrzynie (ur. 3.VIII.1513 w Tangermünde nad Łabą; zm. 13.I.1571 w Kostrzynie) - oficjalnie tytułowany "Jaśnie Oświeconym Księciem i Panem Janem Margrabią Brandenburskim, Księciem Szczecińskim na Pomorzu, Kaszubów i Wendów, Krośnieńskim na Śląsku etc." przez 35 lat władał obszarem o powierzchni ok. 12.500 km kw., na którym żyć mogło wówczas sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rdzeń jego terytorium tworzyła rozciągająca się za Odrą Nowa Marchia Brandenburska wraz z inkorporowanymi do niej Ziemią Torzymską oraz Księstwem Krośnieńskim (nie licząc pomniejszych władztw i dóbr). Jego siedzibą, głównym centrum władzy i administracji, był intensywnie przezeń umacniany Kostrzyn nad Odrą, od którego wziął swój przydomek "kostrzyński" (Hans von Küstrin). Należała doń jednak również brandenburska enklawa wokół Chociebuża na Dolnych Łużycach - tutaj oparciem dla jego władzy stało się przekształcone w twierdzę miasto Peitz. W oczach potomnych oba wspomniane miejsca tak silnie związane były z jego osobą, iż wielu z nich zapewniało, jakoby właśnie w jednym z nich przyszedł był na świat.

Jan był jednym z wielkich panów Rzeszy, młodszym bratem elektora brandenburskiego i arcykomorzego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego Joachima II. Jego dziedzina nie należała jednak do bogatych ani też, w ówczesnych realiach, strategicznie położonych, a więc i on sam nie należał do zawodników I ligi. Mimo to incydentalnie zdarzało mu się w niej grywać... Przyszło mu żyć i działać w trudnych czasach, naznaczonych piętnem konfliktów religijnych i społecznych, krwawych wojen o dominację. Sławę przyniosła mu dzielna obrona sprawy Ewangelików na Sejmie w Augsburgu (1548), gdzie niemal w zupełnym osamotnieniu stawił publicznie czoła cesarzowi Karolowi V, kiedy ten, pobiwszy protestanckich oponentów w polu (bitwa po Mühlberg 1547), stał u szczytu potęgi i usiłował podyktować im kompromisową rzekomo formułę wyznaniową, która w istocie zapoczątkowałaby rekatolizację Niemiec. To właśnie uczyniło zeń jednego z bohaterów protestanckiego mitu, choć poza tym pozostał w swej polityce procesarski, a sprzeciw w kwestii zasadniczej nie przeszkadzał mu służyć suwerenowi Rzeszy, zarówno przed, jak i po pamiętnym sejmie. Później gotów był zresztą służyć nawet arcykatolickiemu królowi Hiszpanii Filipowi II, który ogniem i mieczem nawracał swych protestanckich poddanych w Niderlandach...

Nawet najprzychylniejsi biografowie Jan przyznawali, iż był on człowiekiem bardzo skrytym, by nie powiedzieć podstępnym, i wyjątkowo chciwym. Istotnie, przeglądając jego piśmienną spuściznę nie sposób oprzeć się wrażeniu, że spędził życie głównie na gorliwym pomnażaniu prywatnego majątku, ba, że był to absolutnie dominujący motyw jego poczynań, i nawet jego incydentalny udział w wielkiej polityce służył jedynie załatwieniu któregoś z jego drobnych, oczywiście w tej skali, "interesików". Czy można jednak uznać margrabiego po prostu za typowego przedstawiciela jego czasu, w którym łączenie najniższych pobudek, przede wszystkim chęci zysku, z niekłamanym idealizmem w kwestiach politycznych i religijnych, nie było niczym niezwykłym? Z czasem jego miłość do pieniądza, ale i akuratność, zyskały nieco inne znaczenie - dla swych koronowanych krewnych, którzy władali później Prusami i Niemcami, miał być przede wszystkim ideałem dobrego gospodarza, który powierzone mu dobra zawsze pomnaża, nie roniąc z nich nawet kropli - tak oto nie najpiękniejsze przecież cechy Jana uczyniły zeń również bohatera dynastycznego mitu, choć to nie on, lecz jego starszy brat zasiadał na elektorskim tronie.

Zwano go zarówno mądrym jak i surowym. To ostatnie zawdzięczał swej działalności jako najwyższy sędzia kraju, który bez wahania skazywał na śmierć, nie znał łaski i nie tolerował prób odwołania się ponad jego głową do innych autorytetów. Z jego pism wyziera dobry prawnik. Nawet jeśli margrabia postępuje bezwzględnie, zawsze znajduje dla swych poczynań jurydyczne podstawy. Zawsze też działa z premedytacją. W razie potrzeby potrafi latami czekać na łup, biada jednak temu, którego dobra upatrzył sobie za cel... Obejmując władzę jak ognia unika wprowadzania zmian do tradycyjnych instytucji swych ziem, również później stara się wszystkich utwierdzić w przekonaniu, że jego działania mają charakter nie stanowienia nowego lecz przywracania właściwego porządku. Jednak 35 lat to dużo czasu, a Jan choć powolny i niechętny rewolucyjnym zmianom, działa niebywale konsekwentnie, urabiając swych poddanych niczym glinę i ujednolicając stopniowo ustrój administracyjny - gdy umiera, jego państewko przypomina już raczej kameralistyczne księstwo z przełomu XVII i XVIII w. niż zlepek przypadkowych apanaży, który odziedziczył był po ojcu. Jest również zdolnym wojskowym, a choć nie chce odgrywać w tej dziedzinie wielkiej roli, zadowalając się zarobkowaniem, jego rady się ceni. To jego głównie zasługą jest położenie podwalin pod nowoczesne wojskowe zaplecze Brandenburgii, w postaci potężnych fortec w Kostrzynie i Peitz, parku artyleryjskiego i namiastki stałego wojska.

Dla współpracowników i sług był jak się zdaje przede wszystkim drobiazgowo dokładnym i bardzo wymagającym pryncypałem - zaskakująco wielu ludzi starało się pod byle pretekstem uniknąć służby u margrabiego, mimo związanych z nią korzyści... Znamy przecież również Jana wielkodusznego, który, choć bardzo oszczędny, wręcz skąpy, potrafił cenić umiejętności artystów i rzemieślników, należycie je opłacając. Znamy nareszcie Jana uczestnika książęcych zjazdów, dbałego o odpowiednią dla swego stanu reprezentację i namiętnie uczestniczącego w turniejowych potyczkach, w których omal nie postradał życia. Wiemy, iż mimo skąpstwa potrafił czerpać przyjemność z hazardu, choć nigdy nie stał się on jego nałogiem. Głęboka religijność manifestująca się w codziennych kilkugodzinnych modłach i w przekonaniu, że jest wybrańcem, któremu dane było z Bożej Łaski poprowadzić poddanych do światła Ewangelii, nie przeszkadza mu pasjonować się astrologią, i utrzymywać odpowiednich specjalistów. Czy nie dość tych sprzeczności? Jak zdołało je w sobie pomieścić to książątko? A przecież wciąż jeszcze nie jest to Jan cały. Nie da się go chyba zrozumieć, zapominając o jego najbliższych: czułej lecz fanatycznej w sprawach religijnych matce, ojcu zatroskanym o przyszłość synów, i gotowego właśnie z tego powodu przegnać matkę z domu, by nie nakłaniała ich do herezji, starszym bracie, zupełnie odmiennym charakterem i nie raz ostro spierającym się z Janem, który przecież szczerze go wspiera i nigdy nie zapomina okazać mu przywiązania, nareszcie wiernie sekundującej mu we wszystkim żonie z domu brunszwickiego, upartym do granic głupoty teściu i dwóch córkach, z których młodsza - Katarzyna, ożeniona z wnukiem starszego brata Jana, urodziła mu jedenaścioro dzieci, skutecznie zabezpieczając dynastię przed wygaśnięciem. Z genetycznego punktu widzenia kolejni elektorzy brandenburscy, królowie Prus, ostatecznie cesarze Niemiec mieli mieć w sobie więcej z Jana niż z jego starszego brata...

Pierwsza biografia margrabiego ogłoszona została drukiem jeszcze pod koniec XVI stulecia, później jego postać powracała w historycznych opracowaniach wielokrotnie. Pomijając opracowania stricte biograficzne, żadna z licznych książek poświęconych historii Kostrzyna nie mogła go pominąć - z czasem stał się nieomalże symbolem miasta, a pomnik wystawiony mu przez Kostrzynian przed rozbudowanym przezeń zamkiem ów ścisły związek jeszcze podkreślał. Istotnie, to właśnie Jan, umieszczając w Kostrzynie swoją stolicę, zapoczątkował niebywałą karierę tej dotąd bardzo mało znaczącej mieściny: choć ziemie margrabiego po jego śmierci powróciły do Marchii Brandenburskiej, zachowały odrębności ustrojowe wynikłe z jego niezmordowanej działalności, a Kostrzyn utrzymał status ich stolicy - stan ten trwał aż po początki XIX stulecia. Słusznie zatem kolejne pokolenia Kostrzynian widziały w Janie swego dobroczyńcę. Jednak z punktu widzenia tych, którym przyszło żyć akurat w jego czasach, rzecz cała wyglądała zgoła inaczej. W 1555 r. mieszkańcy Kostrzyna gremialnie skarżyli się na obciążenia wynikłe z ambicji margrabiego, który to ich siłami właśnie upiększał i rozbudowywał miasto oraz obiekty związane ze swoim gospodarstwem, pociągając ich zarazem do służby wartowniczej na wałach twierdzy oraz najniewdzięczniejszego chyba zajęcia - oczyszczania z lodu jej fos. Dopiero w oczach ich potomków, korzystających z owoców tego trudu, stać się miał on powodem do dumy. Najtrwalszym pomnikiem panowania margrabiego okazała się właśnie twierdza - to jej pozostałości są dziś naszym najcenniejszym zabytkiem. Choć jednak to właśnie jego zasługą był wybór miejsca warownego z samej swej natury, a następnie ściągnięcie doń - co prawda po 25 latach prób i błędów - włoskiego inżyniera, który potrafił zaprojektować twierdzę na owe czasy rzeczywiście nowoczesną, historia jej budowy, ciągnącej się niemal przez cały okres jego rządów, to raczej ciąg kosztownych porażek, a jej ostateczny kształt - znany z planów i wizerunków powstałych już po śmierci margrabiego, przybrała ona dopiero dzięki konsekwentnemu kontynuowaniu przez jego następców zapoczątkowanego przezeń dzieła.

Każda próba opowiedzenia o Janie i jego najważniejszym dziele zderza nas z wciąż żywym, efektownym mitem, który przez wieki dodawał Kostrzynowi blasku. Jeśli jednak historia ma pozostać nauczycielką życia, nie powinniśmy zapominać o kosztach, jakie ponieść musieli dawni Kostrzynianie, by ów mit mógł się narodzić. Poza tym dobrze jest pamiętać również o mniej pożądanych konsekwencjach stanu stworzonego przez margrabiego: twierdza, czy raczej w ogóle strategiczne położenie miasta, nie raz ściągać miały na nie nieszczęścia, w końcu doprowadzając do jego kompletnej zagłady. Tak chętnie pielęgnowany przez Kostrzynian mit wiążący miasto z panującą w Niemczech do 1918 r. dynastią, przede wszystkim zaś postaciami, które, choć wielce zasłużone dla samego Kostrzyna, stały się zarazem czarnymi charakterami polskiej historii - Wielkim Elektorem, który kosztem polskiej korony uzyskał suwerenność w Prusach, oraz Fryderykiem II, który doprowadził do I rozbioru Polski - okazał się jedną z istotnych barier, które po II wojnie światowej przeszkodziły w ratowaniu tego, co jeszcze ocalało z naszej starówki. Los zamku i pomnika Jana stać się winny ostrzeżeniem dla wszystkich tych, którzy mylą historię z reklamą...

mgr Marcin Wichrowski

Ostatnia aktualizacja: 18 luty 2011 roku
(c) Muzeum Twierdzy Kostrzyn 2011 - wszystkie prawa zastrzeżone